Ojcowie KapucyniParafia WniebowstąpieniaParafia Matki Bożej Nieustającej PomocyParafia Św. AnnyStrona Główna
5 niedziela zwykła - 5 lutego
05-02-2017 08:59 • Ks. Stanisław Rząsa

Pan Bóg nie ma upodobania w pobożności formalnej i zewnętrznej, oderwanej od codziennego życia człowieka. Prawdziwa pobożność musi być połączona z uczynkami miłosierdzia, które prorok Izajasz wymienia w pierwszym czytaniu. Dzięki uczynkom dobroci usuwa się społeczne niesprawiedliwości oraz w praktyce realizuje miłość bliźniego. W Ewangelii Jezus wyjaśnia, że pierwszą powinnością Jego uczniów jest dawanie świadectwa. Ich życie powinno być jak sól, która oczyszcza, nadaje smak i konserwuje. Uczniowie Pana Jezusa są wartościowi i pożyteczni dla świata, ponieważ niosą w sobie „posmak” nauki Mistrza, potwierdzonej świadectwem ich życia.

Wysłuchajmy z uwagą słowa Bożego, ponieważ zgodnie z tym, co mówi Apostoł Paweł, mądrość Boża przewyższa mądrość tego świata.

Dzisiejszy świat wmawia nam, że jako chrześcijanie mamy być ukryci i nie wychylać się, nie afiszować się z naszą wiarą, z naszymi przekonaniami, z naszą pobożnością i religijnością. Dziś chce się zamknąć wiarę w czterech ścianach kościoła, zmusić do milczenia, rozbić nasze życie na to na co dzień i na to od święta i na niedzielę. Cały współczesny świat próbuje nam udowodnić, że wiara to zacofanie, średniowiecze, kołtuństwo, coś, czego należy się wstydzić, z czym nie należy się pokazywać ani obnosić. Udowadnia się, że państwo, społeczeństwo, życie codzienne, szkoła, nauka, praca, odpoczynek, rozrywka, wszystko to, co jest naszym życiem, ma być a-wyznaniowe, a-religijne, świeckie. Czy przypadkiem nie miał racji filozof Kierkegaard, kiedy mówił, że nasze chrześcijaństwo to „zabawa w chrześcijaństwo”, to znaczy: piękne poglądy, pogańskie życie, ale z pozorami chrześcijaństwa.
 
Dzisiejszy świat nie chce walczyć z naszą religijnością, chce tylko, abyśmy ją przystosowali do jego wymogów. I jakże często przyłapujemy się na tym, że i my sami chcemy nagiąć nawet Ewangelię do tak zwanych czasów współczesnych, a tymczasem czymś co najczęściej i najlepiej się przystosowuje, są pasożyty i wirusy. One niemal w każdych warunkach potrafią się odradzać i niszczyć tego, na kim żerują. Pasożyty są mistrzami w przystosowaniu się, bo im chodzi tylko o własną korzyść, a nie o dobro wspólne i dobro drugich. Te refleksje o przystosowaniu może na pierwszy rzut oka nie mają nic wspólnego z dzisiejszą Ewangelią, ale czy na pewno. Bo tak czasem jest, że ktoś nie chciał się przystosować i zaczął nazywać rzeczy po imieniu. Wyleciał za to z posady, dostało mu się za to, że ośmiela się zło nazwać złem i jeszcze otwarcie z nim walczyć. A przecież mógł się przystosować. A i w naszym życiu często jest tak, że w niedzielę przychodzimy do kościoła, a w codziennym życiu, w naszych domach brakuje miejsca dla Boga. Na naszych szyjach zamiast krzyżyka (medalika), nosimy nic nieznaczące wisiorki. Na ścianach naszych domów nie ma miejsca na krzyż, bo jest on znakiem niemodnym, nienowoczesnym. Często w towarzystwie innych ludzi wstydzimy się pomodlić, uczynić znak krzyża albo w piątek zachować post.
 
 
Kiedy w Polsce pod kościołami zbierano podpisy przeciw wprowadzeniu ustawy aborcyjnej, poproszono starszą kobietę, która wychodziła z Kościoła, aby złożyła swój podpis. Ona wtedy stanowczo powiedziała: Nie! Wolontariusze byli zdziwieni. Zapytali: Przecież jest Pani katoliczką, wychodzi pani z kościoła, dlaczego więc pani nie chce podpisać, dlaczego pani nie chce bronić bezbronnych dzieci? Ona wtedy odpowiedziała: Mam młodą wnuczkę, nie wiem, co ją w życiu czeka, a jak by zaszła w niechcianą ciążę. Przecież przez mój podpis ona może mieć potem zmarnowane życie.
A chociażby ostatnie batalie na temat In vitro i konsekwencji z takiej czy innej postawy…
 
Świat chce, byśmy się przystosowali do jego rytmu myślenia, działania, funkcjonowania, wartościowania. Ale my nie możemy być jak Piłat, który umywa ręce. Nie możemy bać się stanąć po stronie Prawdy, nie możemy bać się opowiedzieć po stronie Boga. Nie możemy bać się żyć Bożymi przykazaniami, nie możemy bać się żyć Ewangelią – Dobrą Nowiną. Wiemy, jak nieraz wielkim problemem jest wielka przepaść między wyznawaną wiarą a życiem, zwłaszcza życiem moralnym. Aż żal słuchać opowieści rodziców, dziadków zaniepokojonych życiem bez ślubu, na próbę swoich dzieci i wnuków. Aż żal nieraz mieć świadomość, z jakimi grzechami idą chrześcijanie przez życie, odwlekając sakrament pokuty. Jeden z księży – duszpasterzy młodzieży mówi czasem, że gdyby grzechy śmierdziały, to obok niejednego domu nie dałoby się przejść. Nie sądzę, żeby było tak aż źle, ale moglibyśmy wszyscy popracować nad zapachem naszych chrześcijańskich domów. Wiem, że niekiedy jest to trudne wyznanie wiary, zwłaszcza gdy mąż lub żona, dziecko lub kolega nie ma najmniejszej ochoty na modlitwę, pójcie do kościoła. Ale dziś jesteśmy zaproszeni słowami: Wy jesteście światłem świata. Czyli wy macie być tymi, którzy pokażą innym Boga.
Dzisiejszy świat wmawia nam, że jako chrześcijanie mamy być ukryci i nie wychylać się, nie afiszować się z naszą wiarą, z naszymi przekonaniami, z naszą pobożnością i religijnością. Dziś chce się zamknąć wiarę w czterech ścianach kościoła, zmusić do milczenia, rozbić nasze życie na to na co dzień i na to od święta i na niedzielę. Cały współczesny świat próbuje nam udowodnić, że wiara to zacofanie, średniowiecze, kołtuństwo, coś, czego należy się wstydzić, z czym nie należy się pokazywać ani obnosić. Udowadnia się, że państwo, społeczeństwo, życie codzienne, szkoła, nauka, praca, odpoczynek, rozrywka, wszystko to, co jest naszym życiem, ma być a-wyznaniowe, a-religijne, świeckie. Czy przypadkiem nie miał racji filozof Kierkegaard, kiedy mówił, że nasze chrześcijaństwo to „zabawa w chrześcijaństwo”, to znaczy: piękne poglądy, pogańskie życie, ale z pozorami chrześcijaństwa.
 
Dzisiejszy świat nie chce walczyć z naszą religijnością, chce tylko, abyśmy ją przystosowali do jego wymogów. I jakże często przyłapujemy się na tym, że i my sami chcemy nagiąć nawet Ewangelię do tak zwanych czasów współczesnych, a tymczasem czymś co najczęściej i najlepiej się przystosowuje, są pasożyty i wirusy. One niemal w każdych warunkach potrafią się odradzać i niszczyć tego, na kim żerują. Pasożyty są mistrzami w przystosowaniu się, bo im chodzi tylko o własną korzyść, a nie o dobro wspólne i dobro drugich. Te refleksje o przystosowaniu może na pierwszy rzut oka nie mają nic wspólnego z dzisiejszą Ewangelią, ale czy na pewno. Bo tak czasem jest, że ktoś nie chciał się przystosować i zaczął nazywać rzeczy po imieniu. Wyleciał za to z posady, dostało mu się za to, że ośmiela się zło nazwać złem i jeszcze otwarcie z nim walczyć. A przecież mógł się przystosować. A i w naszym życiu często jest tak, że w niedzielę przychodzimy do kościoła, a w codziennym życiu, w naszych domach brakuje miejsca dla Boga. Na naszych szyjach zamiast krzyżyka (medalika), nosimy nic nieznaczące wisiorki. Na ścianach naszych domów nie ma miejsca na krzyż, bo jest on znakiem niemodnym, nienowoczesnym. Często w towarzystwie innych ludzi wstydzimy się pomodlić, uczynić znak krzyża albo w piątek zachować post.
 
Kiedy w Polsce pod kościołami zbierano podpisy przeciw wprowadzeniu ustawy aborcyjnej, poproszono starszą kobietę, która wychodziła z Kościoła, aby złożyła swój podpis. Ona wtedy stanowczo powiedziała: Nie! Wolontariusze byli zdziwieni. Zapytali: Przecież jest Pani katoliczką, wychodzi pani z kościoła, dlaczego więc pani nie chce podpisać, dlaczego pani nie chce bronić bezbronnych dzieci? Ona wtedy odpowiedziała: Mam młodą wnuczkę, nie wiem, co ją w życiu czeka, a jak by zaszła w niechcianą ciążę. Przecież przez mój podpis ona może mieć potem zmarnowane życie.
 
Świat chce, byśmy się przystosowali do jego rytmu myślenia, działania, funkcjonowania, wartościowania. Ale my nie możemy być jak Piłat, który umywa ręce. Nie możemy bać się stanąć po stronie Prawdy, nie możemy bać się opowiedzieć po stronie Boga. Nie możemy bać się żyć Bożymi przykazaniami, nie możemy bać się żyć Ewangelią – Dobrą Nowiną. Wiemy, jak nieraz wielkim problemem jest wielka przepaść między wyznawaną wiarą a życiem, zwłaszcza życiem moralnym. Aż żal słuchać opowieści rodziców, dziadków zaniepokojonych życiem bez ślubu, na próbę swoich dzieci i wnuków. Aż żal nieraz mieć świadomość, z jakimi grzechami idą chrześcijanie przez życie, odwlekając sakrament pokuty. Jeden z księży – duszpasterzy młodzieży mówi czasem, że gdyby grzechy śmierdziały, to obok niejednego domu nie dałoby się przejść. Nie sądzę, żeby było tak aż źle, ale moglibyśmy wszyscy popracować nad zapachem naszych chrześcijańskich domów. Wiem, że niekiedy jest to trudne wyznanie wiary, zwłaszcza gdy mąż lub żona, dziecko lub kolega nie ma najmniejszej ochoty na modlitwę, pójcie do kościoła. Ale dziś jesteśmy zaproszeni słowami: Wy jesteście światłem świata. Czyli wy macie być tymi, którzy pokażą innym Boga.


© 2009 www.parafia.lubartow.pl