Ojcowie KapucyniParafia WniebowstąpieniaParafia Matki Bożej Nieustającej PomocyParafia Św. AnnyStrona Główna
Niedzielne Msze Święte
Parafia Matki Bożej

700, 900, 1030, 1200,
1315, 1800

Parafia Wniebowstąpienia

730, 1030, 1200, 1700

W Brzezinach - godz. 900

 

Czytania na dziś
 
III Niedziela Adwentu - 12 grudnia
12-12-2021 12:43 • Ks. Stanisław Rząsa

Kościół przypomina nam o miłości Boga, który zesłał na ziemię swego Syna. Jest to powód do radości niezmąconej, którą mamy odkrywać pośród trudów i zmagań. Czym jest radość i jak należy ją rozumieć, by nie pomylić jej z płytką wesołością, zabawą czy dobrym humorem? Prawdziwa radość jako dar Ducha Świętego pochodzi z czystości serca. Zdobywa się ją przez pobożną modlitwę. Jej owocami są: gorliwość i troskliwość, nastawienie oraz gotowość duszy i ciała do pełnienia z radosnym duchem wszelkiego dobra. Aby odkryć radość, musimy najpierw dostrzec wartość naszej codzienności oraz podjąć pracę nad swoimi wadami. Do tego prowadzi nas życie i nauczanie Jana Chrzciciela.

Wsłuchani w słowo Boże odkrywajmy radość z bliskości Pana.

Przed kilkunastu laty, przy jednym z mazurskich jezior wypoczywała rodzina – małżeństwo wraz ze swymi dorastającymi synami. Starszy z braci, wówczas 17-letni Maciej, przecenił jednak swe umiejętności pływackie i w pewnym momencie zaczął tonąć. Do brzegu nie było jakoś bardzo daleko, jednak młodzieniec nie mógł dosięgnąć gruntu, poza tym – jak sam później przyznał – doszedł element zaskoczenia i paniki, wobec czego jego życie naprawdę było zagrożone. Powagę sytuacji dobrze zinterpretowali inni plażowicze, a jeden z nich – ponad 40-letni mężczyzna – natychmiast pospieszył chłopcu na pomoc. Cała akcja wyglądała groźnie, jednak udało się zażegnać niebezpieczeństwo. Wśród świadków znajdował się też dziennikarz lokalnej gazety, który później opisał całe wydarzenie w notatce prasowej. Na potrzeby tej relacji poprosił uczestników wydarzenia o ich komentarze. Mężczyzna udzielający pomocy usłyszał pytanie następujące: Co chciałby pan teraz powiedzieć Maćkowi, który tak naprawdę zawdzięcza panu życie? Po krótkim namyśle padła odpowiedź: Odtąd żyj tak, aby zawsze było jasne, że warto było cię uratować! ... 

... Żyj w taki sposób, w takim stylu, by życiem potwierdzać, że warto było cię uratować! Nie każdy z nas doświadczył jakiejś ekstremalnej sytuacji zagrożenia życia, ale zdanie powyższe powinno każdego z nas dotyczyć, bo przecież jesteśmy uczniami Chrystusa. 

Jako „ludzie Chrystusa” uczestniczymy w Eucharystii, a to przecież wspominanie i uobecnianie największej akcji ratunkowej w dziejach wszechświata! Bóg staje się człowiekiem, ofiaruje siebie, przyjmuje śmierć, zwycięża śmierć, staje się dla nas pokarmem i w ten sposób prowadzi nas drogą życia. Wszystko to – jak mówimy wyznając wiarę – dla nas i dla naszego zbawienia. 

W jakiejkolwiek akcji ratunkowej ważne jest oczywiście CO oferuje ratownik, ale też ważne jest JAK ratowany na to odpowiada; jak współpracuje. Akcja ratunkowa z natury swojej zawiera pewien stopień nieprzewidywalności – nawet najlepiej przeprowadzona nie jest automatyczną gwarancją, że absolutnie każdy zostanie uratowany. Bardzo często najwięcej wówczas zależy od „przytomności” i jakości współpracy ze strony ratowanego... W myśl założeń bieżącego programu duszpasterskiego w szczególny sposób mamy w tym roku skupiać naszą uwagę na Eucharystii, aby z niej – jako źródła – czerpać pokój Chrystusa i z takim „ekwipunkiem ratownika” iść do świata; do naszych środowisk. Bóg jest moim zbawieniem, Jemu zaufam i bać się nie będę. Pan jest moją pieśnią i mocą, On stał się moim zbawieniem – przypomina nam dzisiejszy psalm. Czym jest zbawienie? Najbliższe tu znaczeniowo słowa, które z pewnością rozumiemy, to właśnie ocalenie, ratunek... Śpiewajcie Panu, bo czynów wspaniałych dokonał – słyszymy dalej w psalmie. Pan dokonał wspaniałych czynów, wiele dla nas uczynił, natomiast w całej „akcji” jest też potrzebne nasze działanie i w tym działaniu nikt nas nie zastąpi. Jest to jasne dla słuchaczy Jana Chrzciciela (ewangelia dzisiejsza), dlatego przedstawiciele różnych stanów społecznych przychodzą do proroka i pytają CO MAMY CZYNIĆ? Jan nie odpowiada bynajmniej, że jedynie modlić się... 

Dla nas to ważne przypomnienie, że duchowość eucharystyczna nie może ograniczać się tylko do samej celebracji liturgicznej. Naturalnym „ciągiem dalszym” mszy świętej jest ... eucharystyczny styl życia! Można też powiedzieć bez żadnej przesady, że uczestnictwo w Eucharystii RODZI ZOBOWIĄZANIA! (jeśli rzeczywiście mówimy o UCZESTNICTWIE, a nie o „zaliczeniu” czy „przeczekaniu” mszy). Gdy łacińskie teksty dokumentów Kościoła mówią o powinności czy obowiązku uczestnictwa w Eucharystii, a następnie o jej konsekwencjach w życiu chrześcijanina, używają słowa debent. Forma podstawowa – debeo – złożona jest z de = od, z, ze względu oraz habeo = mam, otrzymałem, jestem winien, jestem dłużnikiem (!). Pan wiele dla mnie uczynił (i wciąż czyni), zatem ja powinienem zdobyć się na odpowiedź, na adekwatne działanie. Jakie to mają być działania? Jan Chrzciciel odpowiada „na miarę” sytuacji swoich słuchaczy (tych konkretnych – historycznych). Nasze konteksty życia są zapewne bardziej złożone i bardziej urozmaicone, zatem nie jest łatwo wskazywać uniwersalne odpowiedzi, które różniłyby się znacząco od tych, jakie znajdujemy w Ewangelii. Z pewnością jednak można i należy stylem życia potwierdzać, że dary Boże, dostępne w Eucharystii, naprawdę są dla nas cenne; można i należy również angażować swe talenty i zdolności, aby dary te stawały się udziałem także innych ludzi. 

Przeżywamy III niedzielę adwentu, zatem dziś właśnie Kościół przypomina, że nasze życie i apostolstwo powinno być naznaczone radością. Wydaje się, że nie trzeba nam o tym przypominać, przecież chyba każdy bez przypominania pragnie radości, szczęścia, miłości... Czy na pewno? Zanim zgodzimy się z takim stwierdzeniem, warto zrobić „krok w tył”... Jeszcze przed przywoływaniem radości stwierdzamy, że powszechne jest jej POSZUKIWANIE. Gdy jednak w życiu patrzymy na owoce przeróżnych „poszukiwań”, zauważamy że poszukiwania owe bywają chaotyczne, paniczne, a czasem nawet tragiczne. Dlaczego tak jest? Uczeń Chrystusa odpowiada krótko: Przed grzechem pierworodnym człowiek żył w jedności z Bogiem. Nie musiał Boga szukać – Bóg był dla niego oczywistością. Gdy jednak za sprawą grzechu człowiek utracił Boga, rozpoczęło się gigantyczne poszukiwanie, które niestety jest odwiecznym powtarzaniem tych samych błędów i wielkim festiwalem naiwności. Człowiek cierpi na zadziwiający brak znajomości siebie; myśli że wystarczy kilka litrów, by zaspokoić swe pragnienie, podczas gdy naprawdę potrzeba oceanów... Przepaści ludzkich pragnień nie można bowiem wypełnić ani pieniędzmi, ani karierą, ani tytułami naukowymi, ani żadnymi innymi doczesnymi skarbami. Nie znaczy to, że w naszym świecie nie ma niczego wartościowego. To co cenne, oczywiście JEST, istnieje... Chodzi jednak o to, że może to stać się naprawdę cenne dopiero wtedy, gdy najpierw człowiek odnajdzie Boga jako ostateczny cel swoich poszukiwań; gdy nie pozwoli się „rozdrobnić”, szukając celu i sensu tam, gdzie ich nie znajdzie... To, co warto czynić, uczeń Jezusa czyni CAŁYM SERCEM... ale serce to jest przy Bogu! W tym miejscu zaczyna się prawdziwa radość. Pan jest moją pieśnią i mocą, On stał się moim zbawieniem! Ta radość jest siostrą chrześcijańskiej nadziei. O różnicy między radością tego świata, a radością ucznia Chrystusa kiedyś pewien kaznodzieja mówił tak: Chrześcijanin nie kieruje się „nadzieją na radość”, ale żyje radością nadziei. Czyli... wszystko, co ważne, jest objęte nadzieją, pokładaną w Bogu. Ta nadzieja rodzi radość. Ludzie niewierzący mają często wątpliwość, czy taka radość może być prawdziwa (czy nie jest zbyt „wirtualna” w swej istocie...). Otóż jest to radość prawdziwa! Jeden z moich kolegów z czasów szkolnych podpowiedział kiedyś ciekawe porównanie... Kolega ów marzył, by „pod choinkę” dostać łyżwy. Był wtedy rok 1985, może 1986... i zdobycie w Polsce łyżew (nawet używanych) to była nie lada sztuka. Kilka dni przed świętami życzliwy wujek tegoż kolegi zdradził mu w sekrecie, że... łyżwy SĄ! Zakupione... nowe... zapakowane... w bezpiecznym miejscu czekają na czas odpowiedni... Bohater tej opowieści przyznał później bardzo jednoznacznie – można czegoś nie mieć, nie widzieć (jeszcze!) ale już się tym cieszyć! Podobieństwo do chrześcijańskiej radości jest tu oczywiście „kulejące” (żeby nie powiedzieć: karykaturalne), ale jakiś cień prawdy zawiera... 

Msza święta, duchowość chrześcijańska, możliwości związane z modlitwą to oczywiście o wiele więcej niż najlepszy nawet świąteczny prezent. Nie bójmy się w pełni korzystać z Bożych darów, bo właśnie dopiero wtedy, gdy dzielimy się nimi, odkrywamy tak naprawdę ich wielkość, a może nawet najpierw zaledwie zapowiedź tej wielkości... 

W ostatnim czasie – również jako piękna ilustracja duchowości eucharystycznej – dostępny jest w kinach film „Nędzarz i madame”, zawierający wątki biograficzne świętego Brata Alberta. Rozważanie nasze kończymy fragmentem piosenki, promującej ten film:

Wciąż pytasz czemu, tak trudno płacić dobrem za zło?

Czy w ciemnej dolinie nie zaznasz lęku i zachowasz imię?

Jak płomień zapałki uparcie się tli, nie trać nadziei do końca swych dni.

Przychylisz światu kawałek nieba, gdy będziesz dobry, jak kromka chleba.

Przyszłość pokaże, gdy powieki zamknie czas

ile warte serce, które biło w nas.

Nie pytaj więcej, lecz zacznij od tego

by żyć pięknym życiem, bo nie ma drugiego.

Jeżeli serce dasz na spalenie, każda twa iskra wznieci płomienie...

 

o. Jarosław Krawczyk CSsR Misjonarz Prowincji Warszawskiej Redemptorystów – Toruń

 


© 2009 www.parafia.lubartow.pl