Pan Bóg zapraszający...
Pan Bóg objawia się nam dzisiaj jako wielki i hojny Gospodarz, który wyprawia dla nas ucztę i na nią zaprasza. My jesteśmy skłonni wyobrażać sobie Pana Boga częściej jako sędziego wymierzającego sprawiedliwość, gdy tymczasem dzisiejsza lituria słowa ukazuje Go, jako Ojca zapraszającego swoje dzieci do stołu obficie zastawionego. Jest to stół królestwa Bożego przygotowany już na tej ziemi, we wspólnocie Kościoła, który jest także zapowiedzią wiecznej uczty niebieskiej.
Pan Bóg na pierwszym miejscu, szczególnie w dzisiejszej Ewangelii, jawi się nam jako zapraszający, abyśmy przyszli na przygotowaną ucztę, ponieważ On pragnie nas ugościć bogactwem swojego słowa, mocą swojej miłości i nakarmić pokarmem, który zagasi najgłębsze pragnienia i da siłę do dobrego przeżywania życia.
Zaraz też słuchając dalszej części tej Dobrej Nowiny, spostrzegamy absurdalne odrzucenie owych zaproszonych na ucztę – wszyscy mają ważne sprawy. Słuchając o owym odrzuceniu, wręcz jesteśmy przerażeni, zlekceważeniem tak wielkiego zaproszenia i to od takiego Gospodarza.
Jesteśmy z kolei zadziwieni, że ów Gospodarz nie zniechęcił się w zapraszaniu, pomimo że ci pierwsi zlekceważyli Go, ale posyła swoje sługi, aby zapraszali wszystkich, których spotkają, tak że sala napełniła się biesiadnikami. Jak podkreśla ewangelista, zaproszono złych i dobrych, tzn. tych zapomnianych, z marginesu i ubogich. Ewangelia, odrzucona przez jednych, znajduje nieoczekiwane przyjęcie przez wiele innych ludzkich serc.
Kiedy rozpoczęła się uczta, sam wielki Gospodarz przyszedł, aby ucztować z gośćmi, wówczas to zauważył człowieka nieprzyodzianego w szatę godową. Jego to jednak kazał usunąć. A więc tenże człowiek, którego zaproszono nie postarał się o godne przyodzianie się, co jest symbolem i znakiem konieczności przyoblekania się we wartości i postawy nowości życia. Będąc zaproszonym, potrzeba przyoblekać się w szatę człowieka nowego. Nie można czuć się pewnym zbawienia, nic nie robiąc. Nie wystarczy tylko przyjąć zaproszenie na ucztę, pozostając w „starym stroju”, czyli nie zmieniając dotychczasowego sposobu myślenia i życia, opartego na tradycji, przyzwyczajeniach, rutynie.
Zaproszenie Boga jest darem, łaską, wypływa z bezwarunkowej miłości. Ale wymaga odpowiedzi. Wszyscy zaproszeni są zobowiązani do „zmiany szaty”, czyli do zmiany życia, stawania się nowymi ludźmi, „przyobleczenia się w Jezusa Chrystusa” (por. Rz 13, 13n). W przeciwnym wypadku pozostaniemy „powołani”, ale nie „wybrani”. „Źli” muszą się zaangażować, aby stać się choć trochę lepszymi. Zaś „dobrzy” winni zrobić wszystko, aby stawać się jeszcze lepszymi.
Tej Jezusowej przypowieści nie można jedynie ograniczyć do kwestii ostatecznej naszego wiecznego zbawienia, chociaż może to być jej pierwszorzędne znaczenie. Ale przecież już tutaj żyjąc we wspólnocie Kościoła, Jezus Chrystus przygotował nam ucztę, która jest zapoczątkowaniem tamtej wieczystej. Jest nią Eucharystia. To właśnie we Mszy Świętej sam Zbawiciel przygotował nam ucztę, na którą zaprasza wszystkich już zaproszonych na drogę wiary, nadziei i miłości, aby się posilili słowem Bożym, owocami uobecniającej się Jego zbawczej ofiary, śmierci, zmartwychwstania, wreszcie Jego Przenajświętszym Ciałem i Krwią, jako Chlebem Życia i Kielichem Zbawienia, abyśmy mieli nowe życie i zmierzali na ucztę niebieską. On, jako Zmartwychwstały, żyjący w Kościele, nieustannie poprzez swoje sługi zaprasza na tę ucztę, natomiast wielu z niej nie korzysta z błahych powodów. Czy nie trzeba się nad tym zaproszeniem głębiej zastanowić? Jeśli ignorujemy zaproszenia na uczty eucharystyczne, to czy świadomi jesteśmy, że tym samym ignorujemy to wielkie zaproszenie na wieczną ucztę w domu Ojca poza bramą śmierci? Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne (J 6, 54).
Czy zastanawiałem się kiedyś na modlitwie, w chwilach zamyślenia, nad obrazem Pana Boga jako Ojca zapraszającego mnie, jako stworzenie do siebie, na spotkanie, na ucztę? Widać, że Pan Bóg jest rzeczywiście Ojcem, Miłością Miłosierną, która pragnie pełni mojego życia i szczęścia. Dlatego dam się Mu zapraszać na spotkania podczas mojego życia na ziemi, abym mógł przyoblec się w szatę godową na spotkanie podczas wiecznej uczty w Jego królestwie niebieskim.
Drukuj...
Rekolekcjonista sióstr zakonnych i księży oraz wykładowca teologii pastoralnej
w Wyższym Seminarium Duchownym w Tuchowie – Kraków
o. Kazimierz Fryzeł CSsR
Pan Bóg zapraszający...
Pan Bóg objawia się nam dzisiaj jako wielki i hojny Gospodarz, który wyprawia dla nas ucztę i na nią zaprasza. My jesteśmy skłonni wyobrażać sobie Pana Boga częściej jako sędziego wymierzającego sprawiedliwość, gdy tymczasem dzisiejsza lituria słowa ukazuje Go, jako Ojca zapraszającego swoje dzieci do stołu obficie zastawionego. Jest to stół królestwa Bożego przygotowany już na tej ziemi, we wspólnocie Kościoła, który jest także zapowiedzią wiecznej uczty niebieskiej.
Pan Bóg na pierwszym miejscu, szczególnie w dzisiejszej Ewangelii, jawi się nam jako zapraszający, abyśmy przyszli na przygotowaną ucztę, ponieważ On pragnie nas ugościć bogactwem swojego słowa, mocą swojej miłości i nakarmić pokarmem, który zagasi najgłębsze pragnienia i da siłę do dobrego przeżywania życia.
Zaraz też słuchając dalszej części tej Dobrej Nowiny, spostrzegamy absurdalne odrzucenie owych zaproszonych na ucztę – wszyscy mają ważne sprawy. Słuchając o owym odrzuceniu, wręcz jesteśmy przerażeni, zlekceważeniem tak wielkiego zaproszenia i to od takiego Gospodarza.
Jesteśmy z kolei zadziwieni, że ów Gospodarz nie zniechęcił się w zapraszaniu, pomimo że ci pierwsi zlekceważyli Go, ale posyła swoje sługi, aby zapraszali wszystkich, których spotkają, tak że sala napełniła się biesiadnikami. Jak podkreśla ewangelista, zaproszono złych i dobrych, tzn. tych zapomnianych, z marginesu i ubogich. Ewangelia, odrzucona przez jednych, znajduje nieoczekiwane przyjęcie przez wiele innych ludzkich serc.
Kiedy rozpoczęła się uczta, sam wielki Gospodarz przyszedł, aby ucztować z gośćmi, wówczas to zauważył człowieka nieprzyodzianego w szatę godową. Jego to jednak kazał usunąć. A więc tenże człowiek, którego zaproszono nie postarał się o godne przyodzianie się, co jest symbolem i znakiem konieczności przyoblekania się we wartości i postawy nowości życia. Będąc zaproszonym, potrzeba przyoblekać się w szatę człowieka nowego. Nie można czuć się pewnym zbawienia, nic nie robiąc. Nie wystarczy tylko przyjąć zaproszenie na ucztę, pozostając w „starym stroju”, czyli nie zmieniając dotychczasowego sposobu myślenia i życia, opartego na tradycji, przyzwyczajeniach, rutynie.
Zaproszenie Boga jest darem, łaską, wypływa z bezwarunkowej miłości. Ale wymaga odpowiedzi. Wszyscy zaproszeni są zobowiązani do „zmiany szaty”, czyli do zmiany życia, stawania się nowymi ludźmi, „przyobleczenia się w Jezusa Chrystusa” (por. Rz 13, 13n). W przeciwnym wypadku pozostaniemy „powołani”, ale nie „wybrani”. „Źli” muszą się zaangażować, aby stać się choć trochę lepszymi. Zaś „dobrzy” winni zrobić wszystko, aby stawać się jeszcze lepszymi.
Tej Jezusowej przypowieści nie można jedynie ograniczyć do kwestii ostatecznej naszego wiecznego zbawienia, chociaż może to być jej pierwszorzędne znaczenie. Ale przecież już tutaj żyjąc we wspólnocie Kościoła, Jezus Chrystus przygotował nam ucztę, która jest zapoczątkowaniem tamtej wieczystej. Jest nią Eucharystia. To właśnie we Mszy Świętej sam Zbawiciel przygotował nam ucztę, na którą zaprasza wszystkich już zaproszonych na drogę wiary, nadziei i miłości, aby się posilili słowem Bożym, owocami uobecniającej się Jego zbawczej ofiary, śmierci, zmartwychwstania, wreszcie Jego Przenajświętszym Ciałem i Krwią, jako Chlebem Życia i Kielichem Zbawienia, abyśmy mieli nowe życie i zmierzali na ucztę niebieską. On, jako Zmartwychwstały, żyjący w Kościele, nieustannie poprzez swoje sługi zaprasza na tę ucztę, natomiast wielu z niej nie korzysta z błahych powodów. Czy nie trzeba się nad tym zaproszeniem głębiej zastanowić? Jeśli ignorujemy zaproszenia na uczty eucharystyczne, to czy świadomi jesteśmy, że tym samym ignorujemy to wielkie zaproszenie na wieczną ucztę w domu Ojca poza bramą śmierci? Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne (J 6, 54).
Czy zastanawiałem się kiedyś na modlitwie, w chwilach zamyślenia, nad obrazem Pana Boga jako Ojca zapraszającego mnie, jako stworzenie do siebie, na spotkanie, na ucztę? Widać, że Pan Bóg jest rzeczywiście Ojcem, Miłością Miłosierną, która pragnie pełni mojego życia i szczęścia. Dlatego dam się Mu zapraszać na spotkania podczas mojego życia na ziemi, abym mógł przyoblec się w szatę godową na spotkanie podczas wiecznej uczty w Jego królestwie niebieskim.
Rekolekcjonista sióstr zakonnych i księży oraz wykładowca teologii pastoralnejw Wyższym Seminarium Duchownym w Tuchowie – Kraków
o. Kazimierz Fryzeł CSsR