Co łączy ich obu? Co sprawiło, że tak radykalnie odwrócił się bieg ich życia? W którymś momencie spotkali Jezusa. Niezwykłe było, iż w pełni tego doświadczyli, gdy – po ludzku rzecz biorąc – poznali gorzki smak porażki: Piotr zdradził, Szaweł stracił wzrok. Ciemność okazała się jasnością! Pękła kamienna skorupa, do tej pory szczelnie otulająca serce i broniąca dostępu łasce. „Pan stanął przy mnie i wzmocnił mnie, żeby się przeze mnie dopełniło głoszenie (Ewangelii) i żeby wszystkie narody (je) posłyszały; wyrwany też zostałem z paszczy lwa” – napisał po latach św. Paweł w liście do Tymoteusza. Piotr, świadom tego, co się stało na dziedzińcu pretorium, jako „pierwszy spośród Dwunastu” nie cenzurował swojej przeszłości, nie wybielał imienia, bo wiedział, że sam z siebie nic nie znaczy. Obaj, niosąc Dobrą Nowinę światu, położyli podwaliny pod Kościół, zarazem definiując i precyzując jego istotę: że nie jest on zbudowany na ludzkiej mądrości i mocy, że choć oparty na grzesznych, słabych ludziach, jest depozytariuszem najświętszych prawd. Dlaczego? Bo Chrystus jest w nim ciągle obecny. Wzmacnia go, uświęca i prowadzi. To jest tajemnica Kościoła. To jest też jego istota.
Dzisiejsza uroczystość przypomina nam, że Kościół jest silny mocą swoich wyznawców – siłą przylgnięcia ludzi do swego Pana i Mistrza. Ich otwartością na przyjęcie Bożej łaski. Od dwóch tysięcy lat pojawiają się głosy, że jego czas się skończy, że upadnie, ludzie zapomną o nim. Nieprawda. Nie zaszkodzą Kościołowi, ponieważ prześladowany i zepchnięty do katakumb kultury zaczyna się oczyszczać i wzrastać. Może dziś jest początek takiej właśnie metanoi? Czy oczyszczeni – bardziej świadomi, skąd płynie nasza siła, gdzie tkwi sedno jego posłannictwa, co jest w stanie z człowiekiem uczynić zlekceważony, nieoddany Miłosierdziu Bożemu grzech – wyjdziemy z próby mocniejsi? Czas pokaże.