Niedzielna Liturgia Słowa zwraca uwagę na konieczność modlitwy. Chodzi nie tyle o formę obowiązku, „daninę czasu” składaną zgodnie z katechizmową regułką każdego dnia – w takim wymiarze ma niewielki sens. Raczej o przemianę sposobu myślenia, mentalność „nowego człowieka” (św. Paweł), która zakłada życie nie dla siebie. Zawierzenie Jezusowi swoich planów, nadziei, ale także oddanie Mu upadków i porażek. Wytrwałość, do której zachęca Chrystus, to nie forsowanie przepaści, jaka dzieli Stwórcę od stworzenia, ale swoisty proces oczyszczenia. Pan Bóg pozwala się prosić, po ludzku rzecz ujmując – zwleka z interwencją, aby wytrącić nam nasze „atuty” z dłoni. Trzymamy je uparcie w zanadrzu, w nich pokładamy nadzieję, ponieważ nie do końca Mu wierzymy. Modlitwa, wiara zbyt często są „na wszelki wypadek” – jako jedynie dopełnienie czegoś, z czym sami nie możemy sobie w życiu poradzić. Nie dokonuje się więc nawrócenie – jego miejsce ciągle zajmuje kalkulacja. Gdy ona się kończy, dopiero wtedy może wkroczyć w życie, historię Kościoła czy świata, w konkretną sytuację Pan Bóg. I zacząć działać. Dopiero wtedy też Jego działanie może być zrozumiałe – zwłaszcza gdy efekt naszej modlitwy jest inny od wcześniej zamierzonego.