Ojcowie KapucyniParafia WniebowstąpieniaParafia Matki Bożej Nieustającej PomocyParafia Św. AnnyStrona Główna
Niedzielne Msze Święte
Parafia Matki Bożej

700, 900, 1030, 1200,
1315, 1800

Parafia Wniebowstąpienia

730, 1030, 1200, 1700

W Brzezinach - godz. 900

 

Czytania na dziś
 
22 niedziela zwykła - 3 września
03-09-2023 10:27 • Ks. Stanisław Rząsa

„Jeśli ktoś chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje…”. To solidny wykład Jezusa o tym co niezbędne, by nosić miano Jego ucznia dla Piotra i pozostałych apostołów, którzy pragnęli realizować swoje plany i wyobrażenia u boku Jezusa. Te słowa powinny stawać się drogowskazem i dla nas, którzy pragniemy realizować swoje życie u boku Jezusa, byśmy nie zagubili się szukając jedynie dobrobytu, pomyślności czy sukcesu, byśmy nie domagali się zamiany "soli" na cukier, a krzyża - na słodko-sentymentalną opowieść "ku pokrzepieniu serc".

Coniedzielne spotkania z Jezusem pomagają nam w braniu krzyża codziennych trosk i podążaniu za Jezusem. Zapraszamy!

Jedną z głównych ludzkich potrzeb jest potrzeba przetrwania. Znamy różne historie, które udowadniają, że ludzki organizm może obudzić w sobie nieznane pokłady siły i energii, aby przetrwać nawet najtrudniejsze sytuacje zagrażające życiu.

Jedną z takich historii jest wydarzenie z życia Stevena Callahana. Steven Callahan to pasjonat żeglarstwa i konstruktor łodzi. W 1981 roku, mając 29 lat, wyruszył z Rhode Island w Stanach Zjednoczonych w rejs przez Atlantyk. Żeglował na szlupie „Napoleon Solo”. W nocy 5 lutego 1982 roku obudził Callahana głośny hałas. „Napoleon Solo” zderzył się z nieokreślonym obiektem. Według żeglarza był to najprawdopodobniej wieloryb. Dziura powstała w kadłubie była na tyle duża, że naprawa okazała się niemożliwa. Statek zaczął szybko nabierać wody. Żeglarz zwodował tratwę ratunkową. Zanim „Napoleon Solo” zatonął, Stevenowi udało się kilkukrotnie wrócić na pokład i zabrać najpotrzebniejsze rzeczy. Rozpoczął 76-dniową walkę o przetrwanie.

Zapasy jedzenia zabrane z pokładu łódki szybko się skończyły. Stevenowi Callahanowi udało się przeżyć dzięki prowizorycznemu harpunowi, który także zabrał z pokładu. W następnych tygodniach żywił się głównie złowionymi rybami. Wodę pitną pozyskiwał m.in. z deszczówki.

50. dzień na oceanie okazał się jednym z trudniejszych. Rozdarł się pokład tratwy ratunkowej. Przez kilkanaście dni walczył, żeby utrzymać tratwę na powierzchni. Po 10 dniach żeglarz był bliski poddania się. Myśl o śmierci na morzu była jednak na tyle przerażająca, że kontynuował walkę o przetrwanie. Tratwę udało się załatać, rozbitek dryfował dalej.

Niecałe dwa tygodnie później, w pobliżu Gwadelupy, Stevena Callahana dostrzegli rybacy. W momencie ratunku żeglarz był wychudzony (stracił jedną trzecią masy ciała), miał też liczne wrzody od słonej wody. Sześć tygodni zajął mu powrót do pełni sił i zdrowia.

Dramatyczne przeżycia nie zniechęciły go do ponownego wyruszenia na morze. Żeglował przeważnie w dwu lub trzyosobowych załogach. W 2012 roku stanął przed kolejnym trudnym wyzwaniem, kiedy zdiagnozowano u niego ostrą białaczkę szpikową. I tę walkę wygrał. Dziś wspiera innych chorych. (Por. K. Płowecki, Słyszeliście o… Stevenie Callahanie i jego dramatycznej walce?, https://zeglarski.info/artykuly/slyszeliscie-o-stevenie-callahanie-i-jego-dramatycznej-walce/ [dostęp: 17.08.2023]).

Historia Stevena pokazuje, że człowiek ma w sobie niezwykłe pokłady energii mogącej pomóc mu przetrwać najtrudniejsze chwile w życiu.

W dzisiejszej Ewangelii Jezus zapowiada swoją śmierć krzyżową. Święty Piotr niejako instynktownie reaguje na te zapowiedzi i stwierdza, że nie pozwoli w ten sposób umrzeć Panu Jezusowi. W pierwszej chwili reakcję św. Piotra należałoby ocenić pozytywnie. Pragnie, aby jego Mistrz żył jak najdłużej i aby dobrze Mu się powodziło. Jednak reakcja Pana Jezusa jest zaskakująco inna. Bardzo zdecydowanie gani św. Piotra i porównuje jego sposób myślenia do szatańskiego. Cóż ma znaczyć takie podejście do sprawy? Czego Pan Jezus chce nas nauczyć poprzez swoje zachowanie?

Po pierwsze, Jezus wskazuje, że to On jest Panem swojego życia. Że śmierć, którą zapowiada, nie jest Mu narzucona, ale On sam na nią się zgadza. Nie oznacza to, że postępuje tak, aby sprowokować kogoś do ukrzyżowania Go. Wręcz przeciwnie, On czynił tylko dobro i nikogo nie chciał skrzywdzić, aby mieć ponieść tak surową karę, jaką było ukrzyżowanie. Mając jednak jakieś pokłady Boskiej wszechwiedzy w swojej ludzkiej samoświadomości odkrywał z czasem, że celem Jego ziemskiej wędrówki jest krzyż – odkupieńcza śmierć. Zdając sobie z tego sprawę, z odwagą stawiał czoła tej bolesnej przyszłości. Mówiąc o niej uczniom, nie chciał, aby przeciwdziałali zapowiadanemu biegowi wydarzeń. Rozumiał, że są one częścią historii zbawienia i jako takie muszą się wydarzyć.

Po drugie, Pan Jezus był doskonale posłuszny swojemu Ojcu i takiego posłuszeństwa uczył i wymagał od swoich uczniów. Dziś w tym odważnym i zdecydowanym zganieniu św. Piotra dobrze to widzimy. Sformułowanie zejdź mi z oczu szatanie, jest niejako na jednym oddechu doprecyzowane przez dopowiedzenie: bo nie myślisz po Bożemu (por. Mt 16, 23). Słowa zjedź mi z oczu (Mt 16, 23) oznaczają stań za mną. Zajmij właściwe miejsce. Właściwym dla każdego człowieka jest miejsce za Bogiem. Człowiek nie powinien chcieć zajmować pozycji, która należy się Bogu. Pragnienie bycia jak Bóg, jest pragnieniem diabelskim. To szatan chce przejąć Boskie prerogatywy. Jezus nazywa Piotra szatanem, ponieważ ten chce poprawiać Boże rozporządzenia, które Jezus z wielkim namaszczeniem komunikuje, objawia swoim uczniom.

Nauka, którą św. Piotr otrzymał od Jezusa, jest w dzisiejszej Ewangelii podana też w drugiej części odczytanej perykopy. Jeśli ktoś chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje (Mt 16, 24). Jest to trudna nauka do przyjęcia przez nas ludzi, którzy, jak to zrozumieliśmy, poznając historię Stevena Callahana, mamy w sobie bardzo mocny instynkt przetrwania. Nie jest nam łatwo zrozumieć, że ocalenie życia fizycznego nie zawsze jest najlepszym rozwiązaniem. Są takie sytuacje w naszym życiu, kiedy trzeba być gotowym na oddanie swojego życia, aby móc żyć wiecznie w niebie.

Joanna Beretta Molla urodziła się w Magencie, niedaleko Mediolanu, w 1922 roku. Studiowała medycynę. Po ukończeniu studiów, specjalizowała się w pediatrii i pracowała jako lekarz, skupiając się na opiece nad matkami i dziećmi.

Jednak to, co uczyniło ją sławną i końcowo doprowadziło do jej kanonizacji, to jej wybór i ofiara dla rodziny. We wrześniu 1961 roku, pod koniec drugiego miesiąca ciąży, okazało się, że w organizmie Joanny rozwinął się włókniak, który zagrażał rozwijającemu się dziecku i życiu matki. Mimo wskazań medycznych do przerwania ciąży, Joanna zdecydowała się donosić ją do końca. Wiedziała, zwłaszcza jako lekarz, że stan jest poważny. Zdawała sobie sprawę z grożącego niebezpieczeństwa. Od początku stanowczo domagała się ratowania życia dziecka za wszelką cenę. Operacja usunięcia włókniaka udała się, dziecko mogło rosnąć bez przeszkód, ale stan zdrowia matki pogorszył się. Był to trudny czas dla całej rodziny. Mimo gorących modlitw o ocalenie matki i dziecka, Bóg zdecydował inaczej. 20 kwietnia 1962 roku, w Wielki Piątek, Joanna przyjechała do szpitala. Nazajutrz rano urodziła zdrową, piękną córeczkę, ale sama znalazła się w agonii. Tydzień później – 28 kwietnia 1962 roku zmarła. Oddała swoje życie za dziecko, by mogło się bezpiecznie urodzić. Miała niecałe 40 lat. Jej ofiara dla życia dziecka, mimo ryzyka dla siebie, była uważana za akt heroicznej miłości i poświęcenia.

Joanna Beretta Molla została beatyfikowana przez papieża Jana Pawła II w 1994 roku, a następnie kanonizowana w 2004 roku. Jej historia stała się inspiracją dla wielu ludzi na całym świecie, którzy szukają przykładu poświęcenia, rodzicielskiej miłości i odwagi w obliczu trudnych wyborów życiowych (Święta Joanna Beretta Molla, https://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/04-28c.php3 [dostęp: 17.08.2023]).

Poddanie się woli Bożej, Bożym rozporządzeniom wobec naszego życia, jest poważnym wyzwaniem dla nas ludzi. Widzimy to, patrząc na ewangeliczną scenę rozmowy Jezusa z Piotrem. Nie rezygnujmy jednak z bycia poddanymi Bogu i idąc za przykładem św. Joanny, wołajmy słowami Psalmisty: Boże, mój Boże, szukam Ciebie i pragnie Ciebie moja dusza (Ps 63, 2) i jak prorok Jeremiasz powtarzajmy Bogu: Uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłem się uwieść (Jr 20, 7). W postawie synowskiego posłuszeństwa Bogu, która jest postawą dziecięcej ufności, jest nasze prawdziwe ocalenie.

o. Paweł Orzeł CSsR


© 2009 www.parafia.lubartow.pl